Nieustannie buntujecie się, że patyczek z imieniem zapytanej osoby z powrotem wsuwam do pęczka (jak inaczej nazwać trzymaną w garści wiązkę drewienek?).
Zastanówcie się chwilę. Dlaczego tak robię? Co działoby się, gdybym odłożyła go na biurko?
Na wszelki wypadek przypominam, o co chodzi z tymi patyczkami: każdy(a) z Was ma patyczek z własnym imieniem i nazwiskiem. Kiedy ogłaszam: „Teraz patyczki, zakaz podnoszenia rąk”, zadaję pytanie, chwilę czekam, a następnie losuję kogoś do odpowiedzi.
Dzięki temu trwa nieustanna mobilizacja – nikt nie zna dnia ani godziny!
I dlatego właśnie żaden patyczek nie może lenić się gdzieś tam, w bezpiecznym kąciku. Jeśli zaklęty w patyczki los tak zdecyduje, możesz zostać zapytany(a) i 100 razy z rzędu. Fortuna kołem się toczy.