Komentując sens podawania celu lekcji, duża część z Was rozumiała, że podstawą relacji uczeń(nnica) – nauczycielka w OK jest współpraca i WZAJEMNA pomoc.
Na czym zatem powinna polegać moja rola jako nauczycielki?
Od jakiegoś czasu w języku ludzi, którzy uczą innych, zadomowiły się dwa pojęcia: mentoring i coaching.
Mam nadzieję, że nie razi Was używanie na stronie poświęconej lekcjom języka polskiego angielskojęzycznych pojęć. Nie potrafię jednak znaleźć dobrych odpowiedników.
Mentoring zakłada, że ucząca (czyli ja) powinnam być wszystkowiedzącą mistrzynią. Nauczanie polegałoby zatem na przywództwie – wskazywaniu drogi, rozwijaniu zdolności, korygowaniu błędów. Jednym słowem – prowadzeniu za rękę.
Wyobraźcie sobie teraz następującą – nieco przerysowaną – scenę: stoję przed Wami w klasie, prowadzę wykład. Robicie dokładne notatki (oczywiście zgodnie z moimi wskazówkami), uczycie się ich na pamięć, przygotowuję klasówkę, odtwarzacie wiedzę, otrzymujecie dobre (lub złe stopnie). Szkołę opuszczacie ze sporą porcją wiedzy oraz przekonaniem, że z nauczycielką się nie dyskutuje.
Coaching opiera się na partnerstwie i zaufaniu. Nauczanie zaś na obserwowaniu oraz inspirującym dialogu z uczącą, podczas którego uczony(a) dokonuje samooceny, wychwytuje swoje błędy i wytycza nowe ścieżki postępowania.
I druga scena – znowu nieco przerysowana: stawiam problem, pracujecie w parach lub zespołach, znajdujecie rozwiązania, lepsze lub gorsze, z moją pomocą wybieracie najlepsze, zapisujecie wnioski. Szkołę opuszczacie z umiejętnością współpracy, samodzielnego wyciągania wniosków i krytycznym podejściem do „prawd objawionych”.
Oczywiście, jako nauczycielce nie wolno mi, choć chciałabym, towarzyszyć Wam jedynie jako couch. Niekiedy muszę stanowczo korygować błędy i wskazywać drogę.
Pozwalam Wam się mylić i popełniać błędy. Daję prawo do korygowania moich niedociągnięć. Im dłużej uczę, tym większe mam bowiem przekonanie, że szkoła, w której nauczyciele(ki) roszczą sobie prawo do mistrzostwa i nieomylności, to martwy przeżytek.