„Puls słabiutki, smętna mina…
Nie pomoże aspiryna!
Pod oczyma duże cienie,
więc wyczuwam nadciśnienie…
Tętno cienkie – jak u lenia,
czyżby chory z urojenia?” – śpiewał Szalony Medyk na płycie Grzegorza Turnaua „Księżyc w misce”.
Zabolało? Oj, zabolało!
Gniew, smutek, zawód, zaskoczenie, rozczarowanie, złość na nauczycielkę, złość na siebie, lęk przed powrotem do domu, niezadowolenie, zdziwienie, niesprawiedliwość – czuły moje pierwszaki po odebraniu sprawdzonego i ocenionego (czy aby na pewno?) wypracowania pt. „Co wynika z mojego śmietnika?”. Tylko trzy osoby, na ich pracach widniały czwórki i piątki, wspomniały o zadowoleniu i radości.
Jeśli jednak boli – może warto zapytać o przyczynę nieurojonego cierpienia?
„Spodziewałem się wyższej oceny”. „Strasznie się napracowałam, a tu 3”. „Jestem zadowolony z oceny, ale Pani uwagi są niejasne”. „Długo pisałam tę pracę, a okazuje się, że jest niedobra – nie wiem, dlaczego. Zawsze miałam lepsze oceny z takich prac”. „Wydaje mi się, że ta praca powinna być wyżej oceniona. Myślałem, że będzie lepiej”. „Jestem zdziwiona, bo nigdy nie dostałam takiej oceny z wypracowania, w domu będzie awantura”. „Dostałem bardzo dobrą ocenę, ale nie do końca rozumiem – dlaczego” – pisaliście(łyście).
Okazuje się zatem, że uczniowskie cierpienie ma całkiem niebłahy powód – czysto subiektywny, niejasny, jednym słowem chory, sposób oceniania ich pracy przez nauczycielkę.
Zapewne każdy(a) z Was choć raz w życiu słyszał(a) opowieść o wypracowaniu, za które kilku różnych nauczycieli(ek) wystawiło kilka różnych stopni – od najlepszego do najgorszego. Nie bawi mnie ta historia – za każdą błędnie oszacowaną pracą stoi poczucie Waszej krzywdy. Pora zatem przyjrzeć się lekarstwu na szkolne cierpienie – nacobezu, czyli kryterium sukcesu.
„Ziemia drży i dudnią dzwony.
Oto pędzi medyk szalony.
Jest wezwanie? Rzecz to święta!
Los podesłał mi pacjenta!
Na psychozy mam narkozy.
Na wzrok krótki niezabudki.
Na ból głowy krok żółwiowy.
Na zatrucie dziury w bucie.
Niezawodnie oryginalna
medycyna niebanalna.
Niepotrzebna konsultacja –
OPERACJA! OPERACJA!”.
Na początku poświęconych nacobezu zajęć rozdałam czyste kartki i poprosiłam o narysowanie czegoś, co kojarzy się Wam ze słowem „szkoła”. Dopytywaliście(łyście) się (a zwłaszcza niejaki Jeremiasz), co powinno znaleźć się na rysunku, ale konsekwentnie zbywałam pytania. Następnie w ciągu kilku minut wystawiłam i wyczytałam oceny.
Wszyscy – jak jedna kobieta i jeden mąż – zarzuciliście(łyście) mi niesprawiedliwość i brak jasnych zasad oceniania. Nie uprzedziłam Was bowiem, że wyższe noty otrzymają prace, na których znajdą się sylwetki dzieci.
Po pełnej emocji dyskusji doszliśmy do wniosku, że powinnam wcześniej, przed zadaniem pracy, poinformować na co będę zwracać uwagę, sprawdzając pracę, czyli podać kryteria sukcesu.
Podobnie w przypadku wypracowania.
Nacobezu (spolszczona wersja angielskiego zwrotu wilf, What I am looking for, używanego w angielskich szkołach), czyli kryteria oceniania powinno się podawać:
1. w czasie lekcji – abyście wiedzieli, co powinniście po niej wiedzieć, oraz
2. przed sprawdzianem czy pracą domową.
Nacobezu mogę ustalić sama. Możemy to jednak również zrobić wspólnie. I tak np. na koniec zajęć, podczas których oddałam Wam źle sprawdzone wypracowania, razem stworzyliśmy kryteria oceniania dla „Co wynika z mojego śmietnika?”.
Waszym zdaniem tekst powinien: 1. być zgodny z tematem, 2. mieć wstęp, rozwinięcie, zakończenie długości – całość długości A4, 3. zawierać opis co najmniej trzech śmieci oraz 4. wynikających z nich cech charakteru, 5. zachowywać estetykę oraz poprawność ortograficzną i interpunkcyjną – w przeciwnym razie zostaną zwrócone do poprawy.
Mam nadzieję, że za kilka miesięcy nie będę Wam już potrzebna do tworzenia kryteriów oceniania. Z radością popatrzę, jak robicie to sami.
Parafrazując piosenkę:
„Zażądałem wreszcie Nobla
Oni na to: Zaraz, hopla!
Wymień swoje osiągnięcia!
Więc ja na to – bez zadęcia:
W mej karierze wyśmienitej
raz mi uczeń uszedł z życiem!”.