Kinga Białek, o której lekcji wspomniałam w poprzednim wpisie, w interesujący dla mnie sposób zmodyfikowała metodę Zielonego Ołówka.
„Musimy zaufać uczniom(ennicom) jako czytelni(cz)kom – stwierdziła. – Mają prawo do oceny czytanego tekstu – nawet, jeśli nie jest ona zgodna z naszą” i oddała kredki dzieciakom.
W parach wymieniały się one pracami, podkreślały w nich najciekawsze – w ich przekonaniu – zdania bądź fragmenty, a następnie ustnie to uzasadniały.
A oto cztery przykłady wyborów piątoklasistów – pierwsze z brzegu:
Przytaczam podkreślone fragmenty – w oryginalnej pisowni:
Pierwszy:
„Po chwili rybki już nie było”.
Drugi:
„Tuż obok w oddali mojego domu stała pewna postać zbliżyłem się do niej i zaczołem się jej przyglądać.
– Lutek – powiedział nieznajomy.
– Taaak? – zapytałem jego ze zdziwieniem.
Był to tajemniczy schludnie ubrany w garnitur z granatowym krawatem i czerwoną chustką włożoną w kieszonke marynarki. Był łysy, a na jego głowie odbijało się światło z domu Lutka. Było widać, że jest zły na kogoś i czymś zmartwiony jak by ktoś robił mu coś to samo i to samo i tak w kółko”.
Trzeci:
„Na imieniu i nazwisku była wylana plama mleka”.
Nie będę ukrywać, że każdy z podkreślonych fragmentów wydaje mi się fantastyczny. Gdyby nie jedenastolatki, prawdopodobnie nigdy nie odkryłabym jednak z jaką energią może znikać rybka, podszytej smutkiem złości Lutka i poplamionej kartki z mlekiem.