Jak można uczyć pisania i redagowania, jeśli samej się tego nie robi?
Nauczycielka języka polskiego musi zatem pisać, pisać i jeszcze raz pisać.
Kilka lat temu – po latach pisania wyłącznie naukowego – postanowiłam zatem pogrzebać we własnej wyobraźni.
I oto, co wygrzebałam – powieść pt. „Ciasteczko. O kobiecej starości w średnim wieku”.
Jej fabuła plącze się wokół wielopokoleniowej polsko-tatarsko-litewsko-ukraińsko-żydowsko-cygańskiej rodziny. Tło dla dziejów tejże fikuśnej familii stanowi urojona – rozgrywająca się na przecięciu jawy i sennych koszmarów – historia Polski. Główna bohaterka, Szarlota Ciasteczko, jest postacią dość kontrowersyjną – to zawszona starucha uwielbiająca eksplorować śmietniki, ale i autorka poczytnych książek kucharskich oraz bestsellerowego „Erratum”. Wydawnictwa te zawierają liczne przepisy regulujące relacje między niesmacznymi krewnymi oraz bezcenne receptury na zaspokojenie głodu ojca i pragnienia matki.
Korzenie ekscentryczności Szarloty sięgają grobów – pozostaje w zażyłych relacjach z leżącymi w nich prababkami, babkami, ciotkami oraz – huśtającymi się na pograniczu życia i śmierci – siostrą i bratem. Kontakty ze zmarłymi ułatwiają jej zresztą dziury, które autorka powieści niefrasobliwie zostawiła pomiędzy słowami – co i rusz zatem ześlizguje się ona do wcześniejszego niż przysługujący jej rozdziału.
Niezwykle ważne dla zrozumienia tej cudacznej historii są zwierzęta: królik Dymitr o instynkcie macierzyńskim godnym Mamy Kangurzycy, adoptowana przez niego Myszka, odziedziczone po ukraińskiej ciotce wszy, Ruda Sunia oraz Kot Kulawy – nieszczęsny kaleka, który zawsze i wszędzie przymierza porzucone buciki.
Każdy z rozdziałów wiąże się z poprzednimi, ale i stanowi odrębną całość, dotycząc zazwyczaj jednej osoby. Mój ulubiony to VIII – Ukrainka Marcepanna to jedna z najszlachetniejszych kobiet, jakie udało mi się w życiu spotkać. Jeśli lubią zatem Państwo – podobnie jak ja – zaczynać lekturę od końca lub środka – serdecznie go polecam.