Uwielbiam automaty i sprzedawane w nich towary – zazwyczaj pośledniej jakości (jakżeż cudownie ohydne są serwowane przez nie frytki).
Można w nich kupić już prawie wszystko: napoje, bułki, banany, ryż, bieliznę (w Japonii nawet używaną), homara, przynętę dla ryb, jajka, pizzę, parasole, iPody, gazety, bilety, kosmetyki, lody, papierosy, maskotki, koszule, zupy z makaronem, jeansy, kwiaty, gry video, surowe mięso, prezerwatywy, piłki, baterie, lekarstwa, skarpetki, buty.
Książki, oczywiście, też.
W styczniu na dworcu Warszawa Śródmieście stanął pierwszy polski książkomat. Oferuje bestsellery, głównie kryminały i książki kucharskie, w niskich cenach – od 7 do 15 zł. Za szybą zobaczyć można również okładkę prozy Zadie Smith.