Chciałabym zamieścić tu wszystkie Wasze – fascynujące – teksty.
Musiałabym jednak stworzyć dla nich osobną stronę.
Więc tylko dwa. Za to jakie!
Pierwsza – Weroniki Nasterskiej:
„W Europie każdy człowiek ma obowiązek edukacji szkolnej. Posłanie dziecka do szkoły jest bezdyskusyjne i nie zależy od woli rodziców. Zdaniem większości obywateli tylko wyedukowana młodzież może tworzyć cywilizowane społeczeństwo. Wierzą, że dzięki szkole młodzi przyczynią się do postępu technologii, medycyny czy sztuki. Jednak moim zdaniem, szkoła to nie najlepsza metoda edukowania ludzi. Twierdzę, że szkoła nas ogranicza. Bez niej osiągnęlibyśmy o wiele więcej.
Zacznę od opisania przebiegu naszej edukacji.
Wysyłamy dzieci we wczesnym wieku do przedszkoli, gdzie nabywają umiejętność porozumiewania się ze światem. Oczekujemy, że po ukończeniu sześciu lat gotowe będą do rozpoczęcia nauki w szkole podstawowej. W szczególnych przypadkach okres rozwoju przedszkolnego można opóźnić lub przyspieszyć o rok. Następne dwanaście lat dziecko spędza na uczeniu się najbardziej istotnych według Ministerstwa Edukacji Narodowej przedmiotów. Jego wiedza ulega wielokrotnemu sprawdzaniu, a stopień, w którym spełnia oczekiwania, podlega ocenie. Dopiero po tym kursie dorosły człowiek może zadecydować o swojej przyszłości, dysponując nabytymi umiejętnościami.
Niewątpliwie widać, że szkoła postępuje według określonego schematu i ogranicza uczniów.
Po pierwsze, zakłada, że rozwijamy się w tym samym tempie. Ta instytucja już od początku dyskryminuje tych, którzy potrzebują więcej czasu lub przeciwnie, tych, którzy wyprzedzają resztę. Jednych uważają za głupich, a drugich ignorują, a nawet poniżają. Tymczasem wiadomo, że nie zależy to od woli dziecka.
Po drugie, nauczający trzyma się ścisłych wytycznych. Nauczyciele narzucają to, czego mamy się nauczyć. Nie biorą pod uwagę naszych opinii, zainteresowań i sugestii. Przytłaczają wymaganiami, mówiąc, że to dla naszego dobra, ignorując przy tym nasze zdanie. Każdy bunt traktują jako bezczelność lub lenistwo. Nawet delikatne pytania o przydatność danego tematu w życiu są niemile widziane. W konsekwencji wielu uczniów nudzi się na lekcjach i ma poczucie tracenia czasu.
Po trzecie, szkoła promuje posłuszeństwo: dokładne i bezwzględne wykonywanie poleceń. Ma to wpływ na niszczenie kreatywności i osobowości. Złamanie zasady skutkuje naganą, nieprzyjemną uwagą i bardzo często upokorzeniem publicznym. Sprawia to, że boimy się sprzeciwić. Wiemy, że nie przyniesie to żadnych pozytywnych efektów. Przez to młodzież przestaje myśleć samodzielnie i staje się uległa, np. nastolatek, który ślepo wchłania propagandę albo nie ma odwagi wyjść poza szereg, prędzej zacznie stosować używki. Wiąże się też z tym utratą poczucia własnej wartości i wszelkie zaburzenia psychiczne, jak depresja czy anoreksja.
Po czwarte, wszystko, co robimy w szkole, podlega nieustannej ocenie. Naszą twórczość nauczyciele próbują wpisać w schematy, a jeśli nie pasuje do nich, nie dopuszczają jej. Generalnie, zbyt wielka odmienność jest krytykowana. Wszystkich mierzą tą samą miarą, nie zważając na odmienność.
Po piąte, szkoła nie tylko wymaga obecności przez pół dnia, lecz także zadaje pracę do domu. Uczniom zostaje bardzo mało czasu na rozwijanie się na własną rękę. Zmęczeni, nie mamy ochoty odkrywać tego, co jest poza programem nauczania. Często brakuje nam czasu i energii na rozwijanie relacji, poznawanie siebie i na zwykłe przyjemności. Dlatego wielu ludzi po ukończeniu liceum nie wie, co chce robić, lub podejmuje nieświadome decyzje.
Po szóste, w szkole niszczymy sobie zdrowie. Ciągłe wymuszenia, szantaże, kary i wszelkie ograniczenia wolności narażają na wielki stres. Testy, oceny, górująca pozycja nauczycieli i przymus życia w określonej wspólnocie zamieniają szkołę w wielki ośrodek przemocy.
Z drugiej strony, w szkole zdobywamy pewne zdolności, których potrzebujemy do funkcjonowania w dzisiejszym społeczeństwie. Bez podstawowej znajomości języka i matematyki trudno byłoby żyć.
Uważam jednak, że sami też zmotywowalibyśmy się do nauki, nie ponosząc przy tym tak wielu strat.
Sądzę, że udało mi się udowodnić, że szkoła ogranicza pod różnymi względami. Jest instytucją, która produkuje identycznych pracowników, łatwych do manipulacji. Myślę, że czas spojrzeć inaczej na edukację i pozwolić nam odkrywać zupełnie nowe drogi”.
Druga – Mikołaja Borowego:
„W dzisiejszych czasach dużo się mówi o edukacji. O tym, czy jest potrzebna, czy dobrze prowadzona. Dzisiaj właśnie skupię się na pytaniu, czy szkoła produkuje części (ludzi) do biurokratyczno-administracyjnej maszyny? Przywodzi ono na myśl piosenkę Pink Floyd (Another Brick In The Wall). Hipotezę rozumiem następująco. Szkoła produkuje ludzi w ten sam sposób. Nie jest on podporządkowany indywidualnym potrzebom ucznia, tylko ogółowi. Szkoła produkuje, czyli na masową skalę uczy, przy czym w tym procesie uczeń zostaje przyzwyczajony do biernego udziału w życiu społecznym, jak i we własnym życiu. Zapomina się o poznawaniu świata. Pokazuje, że trzeba znać jedynie to, co wymagane. Produkuje ludzi tak, że po szkole mogą zostać wykwalifikowanym sekretarzem, księgowym, ekonomistą czy innym trybem w biurokratycznej maszynie. Trybem, od którego wymaga się tylko określonych rzeczy, im mniej tych dodatkowych rzeczy, tym lepiej.
Zacznę od podania kontrargumentu. Z życia codziennego wiemy, że nie każdy ląduje jako pracownik w korporacji. Jest przecież cały rynek artystyczny. Z drugiej strony przecież to nie w szkole wielcy artyści nauczyli się malować, tańczyć czy grać. Szkoła dała im m.in. wiedzę, jak napisać rozprawkę. Wszyscy wielcy ludzie musieli przejść ten etap, tacy jak np.: Quentin Tarantino. Zostali ocenieni i zapakowani do przegródki.
Pierwszy argument za tezą. System nauczania jest tak skonstruowany, by iść jak najszybciej do przodu. Trzeba wiedzieć połowę z wszystkiego, by zaliczyć . Wiedza na sto procent stała się ewenementem, nie dąży się do perfekcji czy do zrozumienia danej rzeczy, lecz do „przejścia dalej”, przez co, uczeń na wstępie traci przyjemność z uczenia się. Ponieważ jeśli nie zrozumiemy danej rzeczy w stu procentach, albo w stu dwudziestu to dalsze tematy stają się coraz bardziej zagmatwane i mniej ciekawe. Ponieważ mamy mniej czasu na pogłębienie wiedzy i jednocześnie pewne braki.
Drugi argument to sposób sprawdzania wiedzy – jest on narzucony odgórnie, tak samo jak sposób nauczania czy ilość i różnorodność lekcji. To wskazuje, że dany przedmiot produkcji (uczeń) nie ma wpływu na fabrykę ani na maszynę. Musi on spełniać wymogi i dobrze działać. Na to wskazuje sposób oceny zainteresowań, które nie są zawarte w przedmiocie typu matematyka, polski czy angielski. W publicznym systemie edukacji nie pomoże hobby. Nie da dodatkowych punktów na egzaminie czy pomoże się wyróżnić w rekrutacji.
Trzecim i moim zdaniem najważniejszym argumentem jest podporządkowanie całego systemu edukacji pieniądzowi. Maszyna biourokratyczno-administracyjna również działa dzięki pieniądzowi. Szkoła, która ma identyczne podstawy jak maszyna (żyje na identycznych zasadach, tutaj zasadach pieniądza), nie może tworzyć czegoś innego niż maszyna potrzebuje. W szkołach patrzy się na wyniki, nauczyciele nie zważają na jednostkę. Patrzą na uczniów niczym pracownicy na produkty na taśmie.
Podsumowując, szkoła produkuje ludzi. Nie stwarza odpowiednich warunków do samodzielnego rozwoju jednostki. Sprawdza i uczy umiejętności, które się przydadzą w biurokratycznej maszynie. Nie naucza podstawowych postaw moralnych ani nie pomaga uczniowi w dojściu do nich. Szkoła w dzisiejszym świetle stała się, za Słownikiem Języka Polskiego PWN, siedzibą instytucji, a nie miejscem, gdzie uczeń chętnie przychodzi”.