W 1956 roku – tuż przed tragiczną śmiercią w górach – 30-letni malarz Andrzej Wróblewski stworzył cykl obrazów pt. „Ukrzesłowienia”, na których siedzące kobiety wręcz zrastają się z meblami. Ich ciała – z wnętrznościami na wierzchu – sugerują, że stały się przedmiotami – tak jak one nie posiadają głębi, a jeśli zajrzymy do ich wnętrza, napotkamy jedynie pustkę.
Termin „ukrzesłowienie” stworzył sam Wróblewski. Oznacza on m.in. tępe oczekiwanie, brak nadziei, upokarzającą reifikację oraz ubezwłasnowolnienie. Jest jednym z kluczy do interpretacji „Człowieka na wózku”, „Człowieka rozdartego”, „Kolejki”, „Cienia Hiroszimy” (nawet po śmierci, „wyparowaniu”, ludzki cień pozostaje nierozerwalnie złączony z przedmiotem) czy „Kolejki”, a także wielu innych gwaszy i obrazów.
Dlaczego na stronie poświęconej ocenianiu kształtującemu przywołuję malarstwo sprzed 50 lat (pomijając fakt, że je bardzo cenię)?
Do rozpaczy doprowadza mnie bowiem szkolne ukrzesłowienie nastolatków(ek)! Tkwiący(e) w ławkach znudzeni(one) nieszczęśnicy(ce), snujący(e) marzenia o powietrzu, słońcu, ruchu.
Przeraża mnie to tym bardziej, że sama uwielbiam się ruszać, a na myśl o tym, że mogłabym przez 7-8 godzin tkwić w szkolnej ławce sprawia, że zalewam się zimnym potem.
I co z neuronami lustrzanymi! Od przełomu lat 80./90. XX wieku naukowcy (nerony zostały odkryte przez zespół Giacomo Rizzolattiego) podejrzewają, że to właśnie one odpowiadają za rozumienie celów i uczenie się – obserwacja ruchów i postępowania innych wywołuje bezwiedne naśladowanie przez aktywację analogicznych neuronów.
Zdaniem psychologa Michaela Tomasello rozwój nauki i kultury nierozerwalnie wiąże się z powielaniem sposobów działania. Tylko dlatego, że potrafimy małpować osobniki naszego gatunku, jesteśmy w stanie przyswoić sobie nową wiedzę i zdolności.
Wytwory kulturowe, język, relacje społeczne, narzędzia i wynalazki, są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Żaden z nich nie musi być tworzony od zera. Nie ma potrzeby odkrywania na nowo koła czy twierdzenia Talesa.
Mało tego – wytwory kultury nie giną wraz z ich twórcami, ale są udoskonalane przez następne pokolenia. Tomasello nazywa to „efektem zapadki” – nie cofają się one w rozwoju, a tworzą na bazie opracowanej przez przodków. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu ludzie zabijali się drewnianymi maczugami, starożytni – metalowymi mieczami, my straszymy się bronią jądrową. W średniowieczu listy przenosiły gołębie pocztowe, współcześnie dysponujemy lotniczymi firmami kurierskimi i pocztą elektroniczną.
No dobrze, ale jak to wszystko ma się do nieszczęsnego ukrzesłowienia?
Neurony lustrzane uczą się zupełnie inaczej niż inna część mózgu – hipokamp, który uwielbia typowy dla szkoły przekaz werbalny (słowny). Ich uruchomienie wymaga aktywizacji uczniów(ennic), dania im możliwości naśladowania zachowań czy wchodzenia w role, wychodzenia poza budynek szkolny i uczenia się przez doświadczanie i przeżywanie.
Jednym, no nie jednym, lecz trzema słowami – wstania z krzesła.
Acha – i jeszcze jedno, tak a propos Wróblewskiego.
To neurony lustrzane, dzięki którym odczuwamy empatię i odczytujemy intencje, umożliwiają nieuprzedmiatawianie innych, „podnoszenie ich z krzesła”.
Dostrzeganie w nich – niczym w zwierciadle – ludzi. A czyż nie tego powinniśmy również uczyć w szkołach?